Kolagenowa “wkładka”do zupy mojej mamy
Problemy ze stawami są powszechne i wcale nie dotyczą tylko osob starszych, bo nawet nastolatki w okresie intensywnego wzrostu mogą narzekać na bóle stawów. Potencjalnych przyczyn bólów może być bardzo dużo, od nietolerancji pokarmowej poprzez zakażenia bakteryjne na braku kolagenu kończąc. Ta ostatnia przyczyna jest częsta u osob starszych, ale i osoby trzydziestokilkuletnie mogą mieć już niedobory kolagenu, np. ze względu na dietę czy niekorzystny styl życia. Kolagen to główne białko tkanki łącznej.
Najlepsze źródła kolagenu to te, które zwykle lądują w koszu jako niepełnowartościowe mięso i to wielki błąd. Są to łapki kurze, skóra zwierząt, chrząstki. Dużą ilość kolagenu zawiera również golonka. Wiem, wiem, dla części czytających (dla mnie też) te wszystkie specjały są nie do przełknięcia. Ale jednak jest sposób na to, żeby przełknięcie było jak najbardziej możliwe.
Dziś przedstawiam autorski pomysł mojej mamy na kolagenową wkładką do zupy. Regularne stosowanie przynosi rewelacyjne rezultaty, można odstawić suplementy na stawy.

Golonkę gotujemy w wodzie na małym ogniu przez ok. 2 h, aż będzie naprawdę miękka. Następnie zdejmujemy z niej to co najlepsze czyli skórę 🙂 Miękką i lekko galaretowatą skórę kroimy na małe kawełeczki, np. centymetrowe a następnie całość wrzucamy do urządzenia wysokoobrotowego i miksujemy na jednolita masę.
Masa wygląda tak:

To nie jest przekłamanie kolorów, jest rzeczywiście prawie biała. Jest to dowód na to, że kolagen (skóra) to nie tłuszcz, czego niepotrzebnie obawiają się niektórzy. Tak przygotowaną masę przechowujemy w lodówce dodając jej na bieżąco do gotowanych zup. Nie zmienia smaku, nikt nawet się nie domyśli z czego jest, fajnie zagęszcza i nadaje „śmietanowy“ kolor. Zapraszam do garów!


Zostaw komentarz