Dieta a Rak – ABC Cz. 1 Geny czy styl życia? Czy standardowe leczenie wystarczy?
Dieta a Rak – ABC
Cz. 1 Geny czy styl życia? Czy standardowe leczenie wystarczy?
Szacuje się, że Polsce dziennie ponad 400 osób słyszy diagnozę „rak”. Liczba zachorowań na nowotwory złośliwe w Polsce w ciągu ostatnich trzydziestu lat wrosła ponad dwukrotnie, osiągając w 2010 roku liczbę ponad 140,5 tys diagnoz. Światowa Organizacja Zdrowia przewiduje jednak, że prawdziwe „tsunami” zachorowań na nowotwory dopiero przed nami i co roku ilość chorych na całym świecie będzie wzrastać dramatycznie.
W zasadzie nie ma już żadnych wątpliwości, że znacząca część chorób nowotworowych, a w szczególności rak jelita, prostaty i piersi to choroby o charakterze cywilizacyjnym, tzn. zostały wywołane przez toksyczne czynniki charakterystyczne dla naszej cywilizacji. Choroba nowotworowa, dotychczas dotykająca najczęściej osoby starsze (które przez całe życie zdołały nazbierać wystarczającą ilość kancerogennych substancji w swoich organizmach), coraz częściej jest brutalną rzeczywistością osób młodych i bardzo młodych. Przy dzisiejszych toksycznych czynnikach środowiskowych i ich wzrastającej skali, najczarniejsze scenariusze przewidują, że obecne pokolenie dzieci 8-10-letnich, będzie masowo chorować na nowotwory już po osiągnięciu 20 roku życia!
Jednak, pomimo tego oczywistego sprzężenia wzrastającej ilości zachorowań z coraz bardziej niezdrowym stylem życia, ze zdziwieniem stwierdzam, że każdy, dokładnie każdy lekarz, dowolnej specjalności, który mnie oglądał w trakcie mojej choroby i nadal ogląda w trakcie badań kontrolnych zawsze i wszędzie pyta, czy w mojej rodzinie były przypadki zachorowań na ten typ raka a dalszych pytań … nie ma. Zakładam, że jest to pytanie standardowe w przypadku młodych pacjentów, do których się zaliczam, jednak jest ono dla mnie kompletnie niezrozumiałe w świetle coraz powszechniej podawanych przez naukowców informacji, że zaledwie 2-3% wszystkich nowotworów ma podłoże genetyczne. Notabene, wśród przedstawicieli mainstreamowej nauki coraz częściej wprost mówi się o tym, że genetyka jest zdecydowanie przeceniana. Na poziomie naprawdę światowym biochemicy i fizycy są już nawet nie na etapie medycyny molekularnej ale wręcz na etapie kwantowej medycyny energetycznej, u nas ciągle jeszcze wyśmiewanej jako szarlatanizm przez niedouczonych fanatyków „prawdziwej” nauki, no ale u nas rzeczy dzieją się bardzo wolno i przepływ wiedzy pomiędzy światem nauki a przeciętnym lekarzem medycyny może trwać lata świetlne, jeśli w ogóle się wydarzy. Nie, nie miałam w rodzinie podobnych zachorowań. Natomiast żywiłam się marnie i bezrefleksyjnie, i ogólnie żyłam źle, przede wszystkim w permanentnym stresie. Natomiast nikt, absolutnie nikt do dzisiaj nie zapytał mnie o mój sposób żywienia i styl życia. Przerażające są doniesienia wskazujące na to, że część lekarzy w Polsce wprost mówi pacjentom, którzy o to zapytają, że dieta i styl życia nie mają związku z chorobami nowotworowymi!
Tuż po mojej diagnozie, znajomy kardiochirurg, przyjaciel moich rodziców, wybitny specjalista w swojej dziedzinie, powiedział mi szczerze, że jestem najgorszym typem pacjentki jaki może się zdarzyć i lekarzowi i mnie samej. Za dużo wiem, za dużo rozumiem, za dużo czytam i sprawdzam lekarzy. Lekarze tego nie lubią (i jest to eufemizm dużego kalibru ;-), choć oczywiście jak zawsze, są pozytywne wyjątki), ale takie podejście jest również niedobre dla mnie, bo nie daje mi oparcia, bo trudno mi zaufać i zdać się w pełni na lekarza. Błogosławieni, którzy nie wi(e)dzieli a uwierzyli (lekarzowi :-)).
Dużo wtedy nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że jest w tym stwierdzeniu wiele racji. Czytałam kiedyś wywiad z Jerzym Stuhrem, w którym wspominał przełomowy moment swojej choroby, kiedy to zrozumiał, że nie ma kontroli nad własnym życiem. Że musi zaufać lekarzom i odpuścić, że ciągłe sprawdzanie i upewnianie się, do niczego nie prowadzi. I było to dla niego wyzwalające. Myślę, że wielu chorych na dowolną chorobę, której potencjalnie mogą nie przeżyć, wcześniej czy później osiąga taki moment i ten mój też nadszedł. Moment, w którym trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie wiadomo jak będzie i ile czasu nam zostało i spokojnie to zaakceptować. Jak pisał Viktor Frankl („Człowiek w poszukiwaniu sensu”- pozycja wybitna), prawdziwa i jedyna wolność to tylko wolność wyboru swojej postawy w każdych, nawet najtrudniejszych okolicznościach. I właśnie tej postawie chciałabym poświęcić chwilę.
Pomiędzy zrozumieniem i zaakceptowaniem faktu, że nie ma się kontroli i wpływu na ostateczny wynik choroby a zdaniem się jedynie na lekarzy i zaordynowaną przez nich terapię jest spora przestrzeń, którą warto a wręcz należy wykorzystać. Na tą przestrzeń składa się to wszystko, co chory może zrobić sam aby wyzdrowieć, wszystko to czego standardowo lekarze nie robią i o czym nie powiedzą, od diety poczynając na wpływie nastawienia psychicznego kończąc. Ciężka, odpowiedzialna i niełatwa praca po stronie chorego.
Ten swoisty taniec pomiędzy z jednej strony „odpuszczeniem” a z drugiej „zaangażowaniem się w proces leczenia”, jest zjawiskiem fascynującym. W jodze znane są pojęcia abhyāsa i vairagya i bardzo pasują one to zobrazowania tych subtelnych zależności. Abhyasa to wysiłek, siła woli, działanie, pełna świadomość naszych czynów. Vairagya to odpuszczenie, akceptacja, emocjonalne odcięcie się od efektu końcowego. Obie tylko pozornie się wykluczają, w rzeczywistości mogą wspaniale współdziałać ze sobą.
Innymi słowy robisz wszystko co do Ciebie należy, najlepiej jak potrafisz, nie myśląc o rezultacie, rezultat (sukces lub porażka) jest już poza Tobą, nie należy do Ciebie. Ta koncepcja jest zresztą świetną uniwersalną receptą na dobre życie.
Planuję, że artykuły w tej kategorii (Dieta a rak – ABC), z czasem ułożą się w swoisty poradnik dla osób, którym dane było usłyszeć od lekarza straszne słowo na „r”. Zwracam uwagę, że słowo „dane” ma źródłosłów w słowie „dar” i bynajmniej nie jest to przypadek.
Ten swoisty poradnik będzie dotyczyć tylko pierwszego elementu czyli tego na co mamy wpływ – tego, co możesz zrobić, żeby jak najbardziej pomóc sobie w chorobie nowotworowej, żeby dać sobie największe możliwe szanse wyzdrowienia. Ta zmiana będzie związana głównie z modyfikacją sposobu odżywiania się, ale nie tylko, bo samo przemodelowanie nawyków żywieniowych – choć często konieczne i kluczowe – prawie nigdy nie będzie wystarczające. Piszę na podstawie własnych doświadczeń, jednak każde doświadczenia są inne, tak jak i każda choroba jest inna. Oderwij się od rezultatu i staraj się robić najlepiej wszystko to co możesz, aby sobie pomóc.
Czystek (Cistus Incanus) jest jednym z najbogatszych źródeł polifenoli- związków fenolowych należących do grupy substancji roślinnych o działaniu antyoksydacyjnym i wspierającym układ immunologiczny człowieka.
Polifenole przejawiają doskonałe własności antybiotyczne (czystek jest 100 razy mocniejszy od Tamiflu).
Działają przeciwzapalnie, przeciwwirusowo, przeciwbakteryjnie, przeciwhistaminowo i przeciwgrzybiczo.
Czystek zapobiega chorobie niedokrwiennej serca, opóźnia procesy starzenia, wpływa pozytywnie na jakość życia.
Jest niezwykle skutecznym produktem w przypadku infekcji żołądkowo-jelitowych.
Ma ogromną zdolność wychwytywania i usuwania wolnych rodników. Hamuje rozwój wirusów opryszczki, półpaśca.
Rzeczywiście czystek warto pić stale i jest on jedną z cudownych roślin 🙂 . Takich roślin jest całkiem sporo, postaram się je cyklicznie tu omawiać, będę bardzo wdzięczna za wszelkie podpowiedzi i sugestie.